GAZETA POLARNA, No.12, Published since 1908 in Stevens Point, Wisconsin USA, 5 czerwca 2010 r.

Życie artysty dojrzałego

Z ANDRZEJEM JANEM PIWARSKIM, polskim artystą malarzem i działaczem społeczno-kulturalnym, rozmawia JERZY STOLAREK

Andrzej Piwarski, „Wspomnienie lata”, 2006 r.

Andrzej Piwarski, „Wspomnienie lata”, 2006 r.

JERZY STOLAREK: Stosunkowo niedawno, bo 27 marca br., skończył pan 72 lata. Proszę przyjąć życzenia – wszystkiego najlepszego. Czy można powiedzieć, że w takim wieku jest się już artystą dojrzałym i spełnionym?
ANDRZEJ J. PIWARSKI: Serdecznie dziękuję za życzenia urodzinowe. Czuję się dojrzały, ale jeszcze nie spełniony. Nadal mam dużo do powiedzenia w mojej sztuce, ciągle jestem aktywny, interesuję się tym, co się dzieje na bieżąco – nie tylko zresztą w sztuce, organizuję często wystawy mojego malarstwa. Artysta malarz nigdy nie zostaje emerytem. Cały czas tworzę i marzę o wystawie w Stanach Zjednoczonych.
– Ludzie w kraju, ale zwłaszcza za granicą, przede wszystkim kupują „Piwarskiego”, a dopiero potem zastanawiają się, że jest to artysta z Polski, urodzony w Warszawie. Tak więc Piwarski to nie tylko nazwisko, ale i firma. Ciężko było na to zapracować?
I tak, i nie.Nazwisko Piwarski pojawiło się w sztuce polskiej już na początku XIX wieku – mój prapradziadek Jan Feliks Piwarski (1794-1859) był znanym polskim malarzem i grafikiem, założycielem Gabinetu Rycin Uniwersytetu Warszawskiego. Jego syn Adolf Piwarski (1817-70) – miniaturzysta malarz i grafik – też zaistniał w sztuce polskiej.
Będąc w szkole średniej bardzo interesowałem się historią sztuki, nie myślałem jednak, by zostać artystą malarzem, bo wystarczył sławny prapradziadek i jego syn. Chciałem zostać reżyserem lub dyplomatą. Pierwszy raz pędzel miałem w ręku, gdy starałem się dostać do Studium Nauczycielskiego na kierunek: rysunek, prace ręczne. Chociaż kandydatów było mniej niż miejsc, jako jedyny nie dostałem się. Ale dwa lata później byłem już studentem na Wydziale Malarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku, którą ukończyłem z oceną bardzo dobrą w 1966 roku. Do dzisiaj pracuję twórczo.
– W pańskiej twórczości bardzo poczesne miejsce zajmuje historia Polski, zwłaszcza ta najświeższa, współczesna. Stąd tematyczne cykle obrazów związane z Solidarnością, Grzegorzem Przemykiem, księdzem Jerzym Popiełuszką, polskim przełomem. Rozumiem zainteresowanie tematem, ale – jak wiem – niektóre pańskie prace dość długo dojrzewały w sferze pomysłów, a i ostateczną inspirację czerpał pan z wielu rekwizytów…
– Po ukończeniu uczelni zamieszkałem z rodziną w Gdańsku. Malowałem przeważnie pejzaże o dużym ładunku ekspresji, o bogatej fakturze, szukając miejsc i uliczek, gdzie czas zostawił swój ślad przemijania. Utrwalić przemijającą historię istnienia, działalności człowieka i często niszczących sił natury. Zasadniczą rolę malarską spełniała faktura oraz fascynacja przestrzenią, światłem i cieniem. Moje malarstwo polega na indywidualnym traktowaniu strukturalnej płaszczyzny obrazu i to pozostało w mojej twórczości do dzisiaj. Poszukuję różnych technologicznych rozwiązań płaszczyzny płótna i osiągnięcia niepowtarzalnych efektów strukturalnych, niezależnie od tego, czy to jest pejzaż, czy jego fragment, czy też malarstwo figuratywne.
Bliskość wypowiedzi człowieka, jego historia, przyszłość powinna być oparta na czynniku emocjonalnym. Są to notatki – obrazy przeszłości i działania człowieka, historii w postaci różnych symboli, śladów istnienia kogoś piszącego na ścianie, która czasami pęka. Mikropejzaż z jednej strony, z drugiej – przemijanie. Szukam indywidualnej wypowiedzi malarskiej połączonej z historią ludzi, których istnienie nie kończy się za jakimś horyzontem czy zamkniętym murem. Nabiera to pewnej refleksji nad czasem, który dla każdego z nas jest pewną radością i bólem.
Wydaje mi się, że większość ludzi, którzy opuścili PRL, reagowała bardzo emocjonalnie na to, co działo się w Polsce, jednak moje reakcje w porównaniu z przyjaciółmi były bardziej głębokie i musiały znaleźć odbicie w moim malarstwie. Namalowałem cykl obrazów poświęconych pamięci Grzegorza Przemyka. Pierwotnym założeniem tego cyklu była sytuacja, w której mógłby znaleźć się każdy młody człowiek, który chciał pofrunąć, jednak nie było mu dane osiąść na szczycie, tylko spadł w jakąś czarną otchłań. Ten mój człowiek nigdy nie zaznał śmierci. Twarz, czasem w bardzo ekspresyjnym grymasie, jest twarzą człowieka żyjącego, którego żywot trwa wiecznie.
Okres powstania ogromnego entuzjazmu, powstanie Solidarności stał się dla mnie ruchem intelektualno-emocjonalnym. Namalowałem bardzo dużo obrazów, które nazwałem „Ślady” i „Ślady nadziei”.
Biorąc pod uwagę najnowszą historię Polski, zacząłem gromadzić różnego rodzaje rekwizyty i dokumenty. Będąc w Gdańsku w roku 1980, byłem zafascynowany odwagą strajkujących, którzy przeciwstawili się niesprawiedliwemu systemowi. Gromadziłem ich robocze ubrania, ulotki, opaski, plakaty, gazetki podziemne, które służyły mi jako materiał malarski. Obserwowałem zmiany zachodzące w myśleniu ludzi, w ich dążeniu do lepszego życia. Fotografowałem wydarzenia, których byłem naocznym świadkiem.
Ubranie robocze mojego przyjaciela stoczniowca, w którym strajkował 17 dni, stało się dla mnie symbolem walki o wolność. Namalowałem obraz pt. „Wzlot”, w którym centralnym punktem jest właśnie to ubranie robocze – uskrzydlone jako symbol wolności. Po 25 latach to ubranie już jako dzieło sztuki powróciło do Stoczni Remontowej w Gdańsku, czyli historia zatoczyła koło.
– Przez całe życie mieszkał pan w dużych miastach: w Warszawie, potem w Chorzowie, w Gdańsku, wreszcie w Sztokholmie, Münster, w Essen i w Berlinie. Teraz ma pan dwa domy: w Niemczech i w Polsce, w kaszubskiej wsi Tuchomie.
W latach 1976-80 wraz z żoną Barbarą Ur-Piwarską pracowaliśmy jako goście-profesorzy w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Münster. Równocześnie organizowaliśmy szereg naszych wystaw w galeriach państwowych i prywatnych. Przebywając za granicą, mogłem spojrzeć na Polskę z innej perspektywy. Wtedy zrodziły się cykle obrazów, które nazwałem „Oczekiwanie”, „Ludzie na wzgórzu” i „Ludzie na drodze”, oczekiwanie na wydarzenia, które miały nadejść.
Mieszkając w Essen zaczęliśmy organizować „Spotkania w naszym domu”, tworząc tym samym salon artystyczny odpowiadający tradycji związanej z tym pojęciem. Było to bezpośrednie obcowanie ze sztuką, był bohater – malarz, poeta, pisarz, społecznik i polityk – plejada ludzi o różnych zawodach i zainteresowaniach. Pokazaliśmy ludziom, że oprócz napięć emigracyjnych można czerpać z tego, co nazywa się kulturą.
Mieszkamy w Berlinie, gdzie raz w roku organizujemy z żoną „Spotkania ze sztuką”. Spotkania mają jednak inny charakter, można je określić jako elitarne w atmosferze rodzinnej, na które zapraszamy naszych gości. Nie jest to galeria, lecz dom.
Pierwszy raz pojechaliśmy do Polski następnego dnia po uchwaleniu przez Sejm i Senat RP zmiany nazwy PRL na Rzeczpospolita Polska. Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że w czasie mojego pierwszego pobytu w Gdańsku szef Komisji Kultury NSZZ „Solidarność” Szymon Pawlicki zaproponował mi zorganizowanie wystawy w Muzeum Miasta Gdańska, która otwierała cykl spotkań z okazji 10-lecia Solidarności. Odbyło się to 15 sierpnia 1990 roku pod patronatem honorowym ówczesnego przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy. Przedstawiłem 50 obrazów będących retrospektywą dziesięciu lat nieobecności w Polsce. Przybyło bardzo dużo ludzi. Widziałem, że obrazy zrobiły duże wrażenie, a na niektórych twarzach pojawiły się łzy wzruszenia. Było to również dla mnie duże przeżycie. Znowu jesteśmy, wystawiamy i działamy w Polsce.
Między innymi cała nasza rodzina – ja, żona Barbara Ur i syn Krzesisław, który ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Düsseldorfie – wystawiała w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, była to nasza indywidualna wystawa towarzysząca pierwszej wystawie sztuki emigracyjnej pt. „Jesteśmy” w Zachęcie w Warszawie, gdzie byliśmy reprezentowani. Następnie zostałem zaproszony do zrobienia wystawy indywidualnej podczas konfrontacji sztuki europejskiej lat 80. w Muzeum Okręgowym w Toruniu. W marcu 1994 r. odbył się duży pokaz twórczości naszej trójki w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Spełniło się moje marzenie, które wyraziłem w wywiadzie przeprowadzonym przez Klausa Bednorza w 1983 r. dla WDR w Kolonii, że chciałbym mieć jedno mieszkanie w Niemczech, a drugie w Gdańsku.
Obecnie mieszkam w Berlinie i na Kaszubach w Tuchomiu.
– A tam jest…
Kiedy natrafiliśmy na wspaniały pejzaż, zakochaliśmy się w miejscowości o nazwie Tuchomie i jej mieszkańcach, zresztą z wzajemnością. W roku 1993 r. zrodził sie nasz pomysł organizacji corocznych spotkań artystów z kraju i za granicy pod nazwą „Międzynarodowe Sympozjum Artystów”. Zapoczątkowało to powstanie projektu „Europejskie Laboratorium Sztuki”. W 1994 r. moja żona Barbara Ur wykonała grupę rzeźb na wzgórzu pt. „Ikary”, które zapoczątkowały powstanie Europejskiego Parku Rzeźb. Obecnie w Parku Rzeźb stoi już kilkadziesiąt obiektów. Utworzona została również kolekcja obrazów uczestników sympozjów. W tej gminie wszystko opiera się na wzajemnej współpracy. Projekt ten dzięki telewizji, radiu i prasie stał się znany nie tylko w Polsce.
– Malarz, grafik, rysownik, rzeźbiarz, realizator ściennnych mozaik i malarstwa, autor happeningów, twórca Teatru Malarskiego „Urodziny” i Europejskiego Parku Rzeźby – to wszystko Andrzej Jan Piwarski, artysta i animator kultury. Ale zawsze znajduje pan także czas na działalność społeczno-organizacyjną i charytatywną wśród Polonii. To nieco mniej znana forma pańskiej działalności, w dodatku nie tak często spotykana w polskiej diasporze. Proszę o kilka zdań na ten temat.
Współczesny artysta nie powinien ograniczać się jedynie do malowania na płótnie czy rzeźbienia, ale powinien uczestniczyć w normalnym życiu, może nawet jeszcze intensywniej niż człowiek innego zawodu.
Przez cały okres pobytu za granicą biorę czynny udział w życiu polonijnym, uczestnicząc w licznych działaniach oraz sam aranżuję wiele inicjatyw społeczno-kulturalnych i politycznych.
W latach 1983-85 i 1988-89 współorganizowałem i organizowałem Marsze Wyzwolenia Narodów na trasie Carlsberg – Zamek Hombach (Niemcy).
Uczestniczyłem w Kongresie Kultury Polskiej w 1985 r. w Londynie. Jestem członkiem Rady Zagranicznej Polskiego Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji (Wielka Brytania, Londyn).
Organizowałem i uczestniczyłem w różnego rodzaju manifestacjach, imprezach i sympozjach przeciwko stanowi wojennemu w Polsce i walce o suwerenność i niepodległość Polski i innych Narodów ujarzmionych przez reżimy komunistyczne m.in. w RFN, Norwegii, Francji i Wielkiej Brytanii (od 1981 r.).
Propagowałem i działałem czynnie na rzecz zjednoczenia i powołania reprezentacji organizacji polonijnych działających w Niemczech. Od 1989 r. – Kongres Polonii Niemieckiej (członek-założyciel), członek Prezydium 1992-94, Krajowe Zrzeszenia Organizacji Polskich w Północnej Nadrenii-Westfalii (członek-założyciel), członek Prezydium (1996-2005). Rada Polska w Niemczech – członek Komisji Rewizyjnej (1998-2002).
W 1982 r. byłem członkiem-założycielem Stowarzyszenia Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów (Niemcy), założonym przez ks. Franciszka Blachnickiego, a w następujących latach pełniłem funkcje: prezesa (1982-83, 1988-93) i członka Zarządu (1983-85).
W 1992 r. założyłem i byłem prezesem Stowarzyszenia Polskich Artystów Plastyków w Niemczech.
Członek Prezydium 1990-91 w Europejskim Kole Promocji Sztuki CEPA w Luksemburgu.
Od 1966 r. do dzisiaj jestem członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków.
W latach 1982-2005 należałem w Niemczech do Związeku Artystów Plastyków IG Medien, zaś  od 2009 r. należę do Związku Berlińskich Artystów Plastyków (VBK) w Berlinie.
– Aż kipi pan swoim witalizmem, żywotnością… To się udziela. Jakie ma pan najbliższe plany życiowe i artystyczne?
Aktualnie w Berlinie w Galerii Spiegelsalon (do 28 maja br.) trwa moja indywidualna wystawa malarstwa i grafiki. Jednocześnie przygotowujemy razem z żoną Barbarą Ur dużą wystawę malarstwa i rzeźby w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, otwarcie wystawy nastąpi 20 maja br. Serdecznie zapraszam.
A ponadto – marzy mi się wystawa w USA. Oczekuję propozycji!

– Dziękuję za rozmowę